Zbiór przedziwnych cnót i tworów [cz.3]

Eszeweria

Duszek różowej roślinki usiadł na krawędzi swojej doniczki, przyglądając się z góry chłopakowi, który siedział za ladą z książką w dłoni pośród przeróżnych kwiatów i doniczek. Wydawał się całkowicie pochłonięty tym, co robił. Wydawało jej się, że nie było go z nią, nimi, tak jakby jego dusza została pożarta przez owy wolumen. Eszeweria machnęła wątłymi, zielonkawymi nóżkami i zmarszczyła brwi zaniepokojona na widok szklących się oczu, po czym potrząsnęła głową, wprawiając w ruch krótkie, różowe włosy.
– Ludzie. Płaczą nad papierem, a zachwycają się martwymi kwiatami – wyburczała markotnie, a jej usta wykrzywił gorzki uśmiech, gdy rozglądała się pustymi, ciemnymi oczami po pomieszczeniu. Połowa jej towarzyszy była martwa i czekała w ozdobnych wazonach na podenerwowane dzieci, które zapomniały o urodzinach matki, znudzonych mężczyzn, którzy kupowali bukiety z nadzieją, że uda im się łatwiej kogoś uwieść oraz zdesperowane dziewczęta, które pragnęły miłości albo po prostu były smutne. Sama Eszeweria nie była na sprzedaż. Ile już siedziała w tej niskiej doniczce wysoko na półce niczym porcelanowa laleczka? Rok? Dwa? Może trzy. Nie liczyła. Im więcej czasu mijało, tym więcej było martwych. Tym szybciej umierali ci, którzy ledwo się trzymali w naczyniach wypełnionych wodą.
Ludzie płakali nad nieznanymi umarłymi, biednymi zwierzętami, bezsensownymi mordami. A kto pamiętał o roślinach? O tych miliardach martwych istnień niezwykle często o tych samych imionach? No przecież! Nie byli jak ludzie. Byli pospolici! Tacy sami! Innymi słowy – bardzo łatwo było ich zastąpić. Zbyt ulotni by przetrwali długo, zbyt liczni by mogli zniknąć.
Gorzki uśmiech został poszerzony, a w oczach Eszewerii pojawiło się zrezygnowanie.
– Ludzie – powtórzyła nie z zawiścią, nie z pogardą w głosie, acz swego rodzaju desperacją i rozpaczą. – Kompletnie was nie rozumiem.
Ale w sumie chciała rozumieć. Bardziej niż czegokolwiek, chciała ich zrozumieć, żeby choć trochę urośli w jej oczach. Jednak rozumiała, że śmierć kilku tysięcy kwiatów, tych ślicznych kwiatów, nigdy nie była, nie jest i nie będzie równa wartością ze śmiercią jednego człowieka. 

Komentarze