Zbiór przedziwnych cnót i tworów [cz.2]

Widmo tak właściwie nigdy nie lubiła tych wszystkich mdłych bajeczek ze szczęśliwymi zakończeniami. Księżniczki, książęta, rycerze na białych koniach, wiedźmy, wszystko kończące się miłością, dobrem, idealizmem. Jednak mogła to przeżyć, gdy słyszała morze francuskich słówek wypływające z sinych ust Narcyzy. Kij, że nie rozumiała ani słowa, tak bardzo lubiła oczarowana przysłuchiwać się prowansalskiemu akcentowi jasnowłosej oraz tego jak dopasowywała ton głosu do sytuacji w bajce. Potem gdy przechodziła do tłumaczenia bajki, patrzyła z roześmianymi oczami jak Widmo się krzywi. Wolała francuskie wersje opowieści, ale nie mogła narzekać. Nie miała na co narzekać.
– Więc dlaczego Felice ma na imię Felice?
– Ponieważ jest nieszczęśliwy – odpowiedziała Narcyza, uśmiechając się lekko i przyglądając się z góry Widmo, która leżała na kolanach jasnowłosej.
Brunetka przewróciła oczami i rozejrzała się po cmentarzu. Nieco ponure miejsce na bajki, ale nie miały wyboru. W końcu Widmo była martwa. Zawsze siedziały przy jej grobie i Narcyza opowiadała w języku miłości, co było całkowicie nie na miejscu. Ogółem Narcyza nie pasowała do cmentarza w swoim jaskrawym zielonym swetrze, ceglasto czerwonej spódnicy, ze swoim francuskim językiem i pogodnym uśmiechem. Była zbyt żywa, by tu pasować. Jednak Widmo lubiła, gdy przychodziła. Lubiła, gdy pozwalała jej się kłaść na swoich kolanach mimo zimna. Lubiła te wszystkie szczęśliwe i idealistyczne bajki opowiadane przez Narcyzę.
– Ale przecież to nie ma sensu – wybełkotała, mrużąc oczy.
– Gdy się upijesz, to nie szukasz sensu – zachichotała jasnowłosa, a brunetka spiorunowała ją spojrzeniem. Nie mogła się upić.
– Nie jestem pijana – powiedziała głośno, wsłuchując się w swój trzeźwy głos. Zmarszczyła brwi na widok uśmiechu Narcyzy, która schyliła się i ucałowała sinymi ustami jej czoło.
– Jesteś.
– Jestem martwa. Martwi nie mogą być pijani.
– Skąd taki wniosek?
– Bo przecież nie mają alko…
– Nie, nie – przerwała jej Narcyza, bawiąc się jej ciemnymi włosami. – Skąd wniosek, że jesteś martwa?
– Opierasz się o mój grób.
– Twój grób? – Widmo zaczęła powoli się denerwować. Nie upiła się. Nie mogła. To był jej grób.
– Tak, patrz tam jest moje imię! – Wskazała na nagrobek, jakby była z tego dumna. Jakby miała być dumna z faktu, że jest martwa.
– Twoje imię?
– No, ci mówię, że moje imię! – Podniosła się do siadu, patrząc na Narcyzę. Coraz mniej podobał jej się uśmiech jasnowłosej, która wyglądała na zrezygnowaną.
– Nie twoje.
– Nie moje?
– Nie.
Umilkła, a Narcyza zadowolona wróciła do poprzedniego tematu.
– Bo widzisz, ironia i paradoks są śmieszne. Felice nazywa się Felice, ponieważ jest nieszczęśliwy. Ponieważ rodzice nazywając go „szczęściem”, śmieli myśleć, że z takim imieniem nikt nie ma prawa być nieszczęśliwy, skoro jest szczęściem. Ponieważ Felice umie przynieść szczęście każdemu, tylko nie sobie. Ponieważ szczęście nie zawsze jest szczęśliwe, Widmo.
– Nie rozumiem.
– Powoli. – Kolejny uśmiech. – Widmo, dlaczego nazywasz się Widmo?
– Co?
– Ponieważ nie jesteś martwa. Nie jesteś widmem, duchem, marą, zjawą, umarłym. Nie jesteś. To nie twoje imię jest na tym grobie, to nie jest twój grób.
Widmo patrzyła się tępo na Narcyzę, starając się zignorować ucisk w klatce piersiowej. Była martwa. Nie żyła. To był jej grób. Jej nagrobek z jej imieniem.
– Dlaczego nazywasz się Narcyza?
– Och… Ponieważ nie jestem kwiatem. Ponieważ nie jestem narcystyczna. Ponieważ nie jestem narcyzem, tylko narcyzą. Ponieważ w gruncie rzeczy kwiaty bywają często martwe. – Smutek w zielonych oczach, a w głosie z tym ślicznym prowansalskim akcentem można było usłyszeć lekką rozpaczliwość. – Ponieważ jestem martwa.
– Nieprawda.
– Jesteś żywa.
– Nieprawda.
– Musisz przestać tutaj przychodzić i wmawiać sobie, że jesteś martwa.
– Nie mów mi, co mam robić.
–  Musisz przestać się upijać, byś mogła sobie wmówić, że na tym grobie wcale nie ma mojego imienia.
– Przestań.
– Proszę – tym razem zabrzmiała płaczliwie, a Widmo miała ochotę wstać i tupnąć nogą.
– Nie chcę!
– ... Okej.
– Co, proszę? – O ile wcześniej coś się jej nie podobało, to teraz na pewno nie podobał jej się sposób w jaki Narcyza powiedziała „okej”. Jakby miała zaraz złamać jej serce.
– Sama to powiem.
– Co powiesz?
– Jestem Narcyza Zielińska. Umarłam…
– Wcale nie umarłaś!
– … w wieku szesnastu lat…
– Wcale nie!
– … w wypadku samochodowym.
– Nie! - Tupnęła nogą, zrywając się na równe nogi, krzycząc i rzucając uśmiechniętej Narcyzie wściekłe spojrzenie.
– Dnia szesnastego sierpnia.
– Nie, nie, nie, nie, nie – krzyczała głośniej i głośniej, i głośniej, chcąc zagłuszyć ten dźwięczny głos.
– Roku dwa tysiące szesnastego.
– Nieprawda. Kłamiesz. Łżesz.
– I naprawdę…
– Przestań! – Tym razem ona zabrzmiała płaczliwie i już nie krzyczała, tylko rozpaczliwie mamrotała, jakby to miało ją uratować. Narcyza poszerzyła nieznacznie uśmiech i spojrzała na nią przepraszającym wzrokiem. Widmo zamilkła ze szklącymi się oczyma.
– I naprawdę – zaczęła ponownie ciepłym tonem. – Naprawdę kocham Widmo Michałowską. Powtórzysz? W swojej wersji, oczywiście – spytała nadal tym samym głosem. Tak bardzo Widmo chciała ją znienawidzić. Tak bardzo chciała jej odmówić. Tak bardzo chciała jej zaprzeczyć. Nie umiała. Może dlatego nie lubiła szczęśliwych zakończeń. Za bardzo im zazdrościła.
– Była sobie Narcyza Zielińska.
– Tak.
– Umarła w wieku szesnastu lat.
– Mhm.
– W wypadku samochodowym przez pewnego sukinsyna.
– Bez przekleństw. – Przewróciła zirytowana oczami. Naprawdę? Naprawdę?!
– Szesnastego sierpnia, roku dwa tysiące szesnastego.
– Doskonale.
– I naprawdę, naprawdę ją kochałam i nadal kocham.
– I?
– … Obiecuję się nie upijać przy jej grobie.
– Kochana i mądra dziewczynka. - Ramiona odziane w zielony sweter przytuliły ją. – Ułoży się.
– Kłamca. – Narcyza zachichotała.
– Ułoży się – powtórzyła. – Zobaczysz.
– Teraz powiesz żegnaj, prawda?
– Nie – żachnęła się. – To zbyt banalne. Zbyt smutne. Zbyt głupie.
–Więc?
– Powiem tak. – Puściła Widmo i spojrzała na nią z góry z szerokim uśmiechem. – Jak nie przyjdziesz do nieba, to sama przyjdę do piekła!
– A spróbuj, to cię wykopię.
Śmiech długo dźwięczał w jej głowie.

Komentarze